sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 1 'W końcu przestajesz to robić'


Wolisz umrzeć z pełnym kontem czy głową pełną wspomnień?

Wróciła do domu po dwudziestej trzeciej. Wiedziała, że mąż będzie się o nią martwił, ale już dawno przestała o to dbać. Różnili się, a może po prostu nie potrafiła zaakceptować go tak jak powinna kobieta swojego ukochanego? Uśmiechnęła się, wpatrując w lustro znajdujące się w łazience. Zdjęła pośpiesznie sportowe ubranie wraz z bielizną, po czym weszła do wanny. Postanowiła wziąć prysznic, nie przejmując się, że podłoga będzie mokra.
Owinęła się grubym ręcznikiem, rozglądając się za krótką, koszulą nocną w kolorze czarnym. W końcu ją znalazła obok pralki. Wywróciła oczami. Zapewne Max ją zrzucił przez przypadek. Oczywiście, że tak. Związała włosy w kitkę, aby nie przeszkadzały podczas snu. Makijaż zmyła tuż przed wyjściem z pracy. Nie lubiła być umalowana podczas joggingu.
- Niczym się nie przejmujesz - usłyszała niezadowolony ton chirurga plastycznego, kiedy ledwo przekroczyła próg sypialni.
- Na przykład? - zapytała, podnosząc brew do góry.
- Moimi uczuciami.
Westchnęła. Znowu ta sama śpiewka. Miał czterdzieści lat, a mimo to momentami zachowywał się jak rozkapryszony dzieciak. A może nim jednak jest? Matka przyzwyczaiła go do wielu rzeczy, których sama nie potrafiła zrozumieć, ale co ona wie o rodzinie?
- Nie mam ochoty na kolejną rozmowę na ten temat. To zwyczajna strata czasu - odparła spokojnie, podchodząc do łóżka.
Lea wysypała na dłoń jedną tabletkę antykoncepcyjną, po czym szybko popiła wodą mineralną, która stała na podłodze. Nie zwróciła uwagi na grymas bruneta. Następnie chwyciła brzoskwiniowy balsam i zaczęła się nim smarować. Nie musiała się odwracać, aby wiedzieć, że Mascanares zbliżył się do niej. Przymknęła oczy, kiedy pocałował jej kark.
- Jak rozumiem sprawdzałeś swój kalendarz - powiedziała chłodno. - Nic z tego. Nie będę kochała się z tobą tylko dlatego, że ty masz wolny wieczór. Powinieneś wiedzieć, że seks powinniśmy traktować jako intymność, przyjemność, a nie obowiązek. Mam dość.
Lekarz roześmiał się. Tak po prostu, jakby usłyszał dowcip. Kobieta pokręciła przecząco głową. Ich małżeństwo to jedno wielkie nieporozumienie. Aczkolwiek przywiązanie, a raczej przyzwyczajenie robi swoje. Jednak przyjdzie taki dzień, kiedy zmęczy ją ciągłe udawanie.
- Cholerne pozory - wyszeptała, gasząc lampkę po swojej stronie.

Wyborów dokonuje się w kilka sekund, a ich skutków doświadcza się przez resztę życia.

Dziewczyna wróciła około czternastej godziny do domu. Była zmęczona po zajęciach. Miała w planach wziąć zimny prysznic, a potem usiąść na tarasie z zimnym piwem i dobrą książką w ręku. Nie zdążyła nawet dojść do łazienki, a z salonu wychylił się ojciec, który ruchem ręki nakazał jej przyjść do siebie. Rudowłosa przewróciła oczami na znak swojego nie zadowolenia i usadowiła się wygodnie na kanapie.
- Nie wiem co mam z tobą zrobić - zaczął Alec - sprawiasz coraz więcej problemów. Funkcjonariusze znów tu byli, masz się stawić na komisariacie, ale zanim to nastąpi... powiesz mi co wydarzyło się tego wieczoru.
Jej ojciec usiadł naprzeciwko niej, była nadzwyczaj spokojny. Wziął w ręce cygaro i odpalił je czekając, aż jego córka zacznie mówić. Jednakże nastolatka nie miała zamiaru niczego wyjawić, to było dla niej zbyt ważne. Mogli ją nawet torturować, aczkolwiek postanowiła, że nie powie ani słowa na ten temat. Po około dziesięciu minutach milczenia dziewczyna wstała. 
- Możemy jechać na ten komisariat i tak nikomu nic nie powiem. 
Brunet wstał i zawiózł dziewczynę na komisariat. Carmen była bardzo zdziwiona i zachodziła w głowę, dlaczego ojciec był tak bardzo spokojny. Nie podniósł na nią ani razu głosu, choć była to dla niego codzienność.
Dziewiętnastolatka szybkim krokiem weszła do budynku hiszpańskiej policji, podeszła do funkcjonariusza i rzuciła szybkie "nie mam czasu, proszę szybko to załatwić". Policjant był zaskoczony jej postawą. Miał nadzieję,  że rudowłosa weźmie tę sprawę dość poważnie.
- Hm, czy powie mi coś pani o tamtym wieczorze?
- Nie mam nic do powiedzenia, ponadto nie wiem czego panowie ode mnie oczekują.
- Wyjaśnienia kilku spraw.
- Tylko, że ja nie mam nic do powiedzenia, wiec proszę się ode mnie odczepić.
Dziewczyna wyszła z komisariatu i spojrzała jedynie na ojca, który czekał na nią przy samochodzie. Postanowiła, że nie wróci dziś do domu, bo ma dość całej tej sytuacji. Przeszła obok Aleca i poszła dalej, wyciągnęła z torby paczkę papierosów i odpaliła jednego z nich.
Tak naprawdę nie miała gdzie się podziać. Nie posiadała przyjaciół. Posiadała tylko znajomych od imprezy do imprezy. Nie utrzymywała także kontaktu z nikim ze szkoły, bo uważała, że to nudne towarzystwo. Jedynie on.


I przyjdzie taki czas, w którym będę śmiała Ci się prosto w twarz.

Od razu udała się do swojego gabinetu, nawet nie spoglądając na sekretarkę. Trzasnęła drzwiami, zamykając się na klucz. Z grymasem na twarzy zdjęła koszulę. Została w biały T-shirt, na którym widniała krew. Nie zdziwiła się. Podeszła do szafki, w której znalazła apteczkę. Na szczęście było to tylko draśnięcie. Po latach doświadczeń potrafiła wykonać profesjonalny opatrunek. Nie zdziwił ją dźwięk komórki. To już dziesiąty od rana. Nie musiała spoglądać na ekran, aby wiedzieć, iż próbuje się do niej dodzwonić Gabriella. Ledwo przebrała górną część stroju, a usłyszała podniesione głosy w recepcji. Wywróciła oczami. Uporządkowała wszystko, po czym wyszła na hol.
- Co się tutaj dzieje? - zapytała spokojnym, aczkolwiek lodowatym głosem.
Mężczyzna stojący do niej plecami, odwrócił się. Zamarła, choć nie pokazała tego po sobie. Jedyną oznaką, że nie spodziewała się takiego gościa było podniesienie jednej brwi do góry. Oczywiście, że poznała go od razu. Nie musiał się nawet przedstawić.
- Ten pan chce się koniecznie z tobą spotkać. Nie był umówiony - odezwała się zdziwiona Diana.
Uśmiechnęła się ironicznie, wskazując zdrową ręką w kierunku swojego pokoju. Brunet kiwnął głową, przechodząc obok niej bez słowa. Oboje byli zaskoczeni podobieństwem. Chcąc, nie chcąc, widać było, że są rodziną.
W pomieszczeniu dominowały dwa kolory, czerwień z szarością. Nowoczesne meble dodawały uroku. Jednak pierwsze co rzucało się w oczy to brak jakichkolwiek rzeczy osobistych takich jak zdjęcia.
- Podczas każdej minuty dokonujemy wybory, których skutki doświadczamy przez całe życie.
Dwudziestopięciolatka przyznała rację swojemu ojcu. Oboje mieli świadomość w jakim celu zostały wypowiedziane akurat te słowa, a nie inne. Nigdy nie mieli okazji porozmawiać, a nagle zjawia się w agencji detektywistycznej 'UNO', którą założyła sama. Bez niczyjej pomocy. Była z tego bardzo dumna. Kto może pochwalić się takim sukcesem? Prawda była taka, że od najmłodszych lat należała do osób, które same radziły sobie lepiej niż w parze. Aczkolwiek czas, wydarzenia sprawiły, że od jakiegoś czasu jest mężatką.
- Skoro to już sobie wyjaśniliśmy - urwała, aby zerknąć na wyświetlacz komórki. - to przejdźmy do sedna. Nie przyszedłeś tutaj bez powodu.
Alec uśmiechnął się po raz pierwszy od przyjścia tutaj. W milczeniu obserwował córkę, z którą nie utrzymywał kontaktu. Wyciągnął cygaro i zapalił je, nie pytając o zgodę. Najwyraźniej była do tego przyzwyczajona, gdyż nawet nie drgnęła brunetce powieka.
Lea mogła powiedzieć wszystko, ale na pewno nie czuła się gotowa na spotkanie z biologicznym ojcem. Może powinna powiedzieć, że z mężczyzną, który ją po prostu spłodził? Uśmiechnęła się do swoich myśli. Upiła łyk zimnej wody mineralnej.
Drzwi ponownie się otworzyły. Bez jakiegokolwiek grzecznego gestu wszedł blondyn o piwnych, bystrych oczach. Miał na sobie czarną koszulę, jasny sweter oraz ciemne dżinsy. Uśmiechnął się, siadając na wolnej kanapie. Na oko powiedziałaby, że ma trzydzieści lat.
- To moja prawa ręka - wyjaśnił pośpiesznie biznesmen. - Nie sądziłem, że sobie poradzisz - dodał bezczelnie.
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek zjawisz się w moim życiu - odparła tonem jakby chodziło o pogodę.
Nieznany mężczyzna parsknął śmiechem, nie spodziewając się tak wielkiego podobieństwa między ojcem i starszą córką. Godzinę temu dowiedział się o istnieniu Lei, więc dla niego to była nowość. Jego szef ani razu nie wspomniał o niej. Najwidoczniej nie utrzymywali kontaktu.
- Nie zamierzam przyjąć twojego zlecenia, Alec.
- Alec? - powtórzył głucho, czując, że wzbiera się w nim złość.
Wzruszyła ramionami, otwierając jedną z szuflad. Z notesu wyjęła czek, który rzuciła w stronę Reyes'a. Nie odczuwała żadnych uczuć, jeśli chodzi o niego. Nie chciała, żeby pojawiał się w jej życiu.
- Nie zamierzam się do ciebie zwracać 'tato', więc musisz się przyzwyczaić do tego zwrotu. Ten świstek papieru możesz sobie wsadzić w dupę - powiedziała z uśmiechem. - Nie było łatwo, ale poradziłam sobie bez twojej osoby, pomocy oraz pieniędzy.
- Myślisz, że jesteś taka dobra?!
Pani Mascanares czuła się zadowolona z siebie. Nie wyprowadził jej z równowagi, a sama zrobiła uczyniła to z nim. Jeśli chodzi o prawą rękę ojca to nawet nie zwracała na niego uwagi. Nie chciała czuć. Ani pozytywnych ani negatywnych emocji.
- Owszem. Jestem cenionym prywatnym detektywem. Opuście moje biuro.
Gabriel pierwszy opuścił pomieszczenie, nie odwracając się za siebie. Czekając na windę, zastanawiał się jak przekona Leę, aby mu pomogła. Chcąc, nie chcąc musiał przyznać, że należała do grupy ładnych i inteligentnych kobiet.
Alec patrzył w ciszy na pierwszą córkę. Zmrużył oczy, podchodząc bliżej. Byli niemalże na wyciągnięcie dłoni. Jednakże oboje poczuli jakby między nimi pojawił się niewidzialny mur. Kobieta stała z wysoko podniesioną głową.
- Nie radzę - warknęła.
Brunet wyszedł, patrząc przed siebie. Nikt nie wyprowadził go tak z równowagi jak ona. Nawet Carmen nie działała mu tak na nerwy. Jednak musiał przyznać, że potrafiła przewidzieć jego ruch. Jest dość rzadka, a jakże cenna umiejętność.